|
Drogi redaktorze /infraza/
Wu |
Jerzy
Beniamin Zimny
Od
śmierci poety minęło ponad ćwierć wieku, okres ten przyniósł
niewiele informacji na temat jego życia, ocen jego twórczości,
poza nielicznymi wzmiankami w opracowaniach krytycznych,
wspomnieniami kolegów i znajomych. Nikt też nie pokusił się o
gruntowną ocenę jego poezji. W połowie lat osiemdziesiątych sam
poeta, a także wiedza o nim nie zawsze prawdziwa oraz tragiczna,
zagadkowa śmierć – wszystko urosło do mitu zamykającego usta na
wiele lat tym, którzy mogli cokolwiek powiedzieć o wartościach
pisania Babińskiego. Trzeba także wziąć pod uwagę fakt, że
poeta był rzadko publikowany za życia. Zmowa milczenia, zamykane
przed nim drzwi redakcji literackich, pomijanie ze względów
politycznych i manifestowana wręcz niechęć do niego wielu
decydentów. Wszystko to miało wpływ na percepcję czytelniczą,
wiedzę o autorze, a także uniemożliwiało dotarcie do jego
publikacji. Dość powiedzieć, że Babiński debiutował bardzo
późno, w cyklu Generacje, arkuszem pt. Z całej siły
wydanym w niewielkim nakładzie. Podobnie Znicze, formalny
debiut poety – miał niewielki nakład, który bez problemu
rozszedł się w poznańskich księgarniach.
Niewątpliwie
czas pojawienia się Babińskiego jako poety nie był mu sprzyjający.
Przypomnę, że był to schyłek Orientacji, koniec lat
sześćdziesiątych i początek Nowej Fali. Poezję symbolu i kodu
wyparła poezja deklaracji wprost. Babiński bardziej zbliżony do
Orientacji, napiętnowany romantyzmem, egzystował poza nurtem
awangardy, minionej i mu współczesnej. Nie okrzyknięto go osobnym
zjawiskiem poza nielicznymi głosami, tolerowanie jego poezji było
bowiem wyłamaniem się z powszechnej cezury obowiązującej w
redakcjach poważanych pism literackich. Niewątpliwie wywarło to
dodatkowe piętno na jego kruchej przecież psychice, stąd
frustracja, demonstracje niechęci do liderów, prowokowane skandale
w salonach, klubach itp. Tłumaczono to stanem jego zdrowia, ale w
mojej ocenie był to sprzeciw wyrażony przez człowieka, który
mówił wprost i był szczery aż do bólu.
Wrażliwość
jako choroba? Te pytanie zadawałem sobie w przeszłości i zadaję
dzisiaj. Po części odpowiedź znajduję w poezji pisanej przez
Babińskiego, ale nie tylko. W mrocznych czasach PRL-u wygodnie było
tłumaczyć jego zachowanie, pomijać jako poetę i człowieka.
Sądzę, że dzisiaj miałby on należne mu miejsce obok
najwybitniejszych nazwisk, jednakże czas wymazał to wszystko, co
było na tamten okres wybitne, lecz niewygodne, a przywrócenie tych
pogrzebanych wartości wymagać będzie jeszcze wielu lat, zanim idee
romantyzmu, kreacja bohatera przegranego na pozór, osobowość
odpychająca – będą tolerowane z punktu widzenia ich genezy i
deklarowania wartości uniwersalnych.
Czy
Babiński był romantykiem? Myślę, że tak, choć nie do końca,
jego podmiot liryczny zdradza co prawda cechy bohatera romantycznego,
lecz nie jest to bohater uwikłany społecznie, nie jest to rycerz
ani cierpiący Werter, lecz Bard dotknięty nieprzystosowaniem do
rzeczywistości panującej, buntownik bez adresu, dla którego domem
jest ziemia, miejsce tragicznego ładu i pośmiertnego odrodzenia w
jakikolwiek sposób. Odpowiedź znajduje się w poezji, dla której
samo życie to za mało. Poemat Nike i kilka innych wierszy
skłania mnie do tezy afirmującej Babińskiego jako romantyka. Bo w
istocie przypisywano mu te cechy, tłumacząc jego „bezimienność”
stopniem trudności w percepcji czytelniczej. Pisano, że ta poezja
jest trudna, piekielnie trudna i że można ją zrozumieć dopiero po
wniknięciu w świat samoudręczenia autora. Rimbaudowskie piętno,
którego ja nie dostrzegam nawet dzisiaj po latach, śledząc
poczynania obecnej awangardy sięgającej po znamiona poezji kodu,
symbolu, a także szeroko pojmowanego formulizmu.
Poeta
tragicznego ładu, utalentowany, stłamszony przez własną
niedoskonałość, gotujący się na śmierć, zmierzający ku niej
świadomie. Tu i ówdzie czytam podobne wywody, zasłyszane,
przeinaczane, deformowane na pożytek mitu, sensacji i poczytności
periodyku, portalu internetowego. Mit Babińskiego oscyluje pomiędzy
prawdą i nieprawdą. Prawdę znają nieliczni żyjący z poetów, z
bezpośredniego kontaktu, nieprawdę głosili ci, którym było ona
wygodna w tamtych czasach. Dzisiaj jest ona najczęściej powtarzana,
powielana – szczególnie w internecie. Co ciekawe, wpisy te
traktują wyłącznie o życiu poety, jego kontaktach z otoczeniem,
zawierają ciekawostki, sensacje, a nawet próby charakterystyki jego
osobowości nacechowanej piętnem choroby i nieprzystosowania. Mało
się mówi i pisze o jego poezji, rodzą się jedynie wzmianki, do
tego nie zawsze trafne. W tym dramacie niezwykle ważny jest okres po
ukazaniu się Zniczy, tj. czas od 1977 do śmierci Babińskiego
w 1984. Lata te nie są już tak dokładnie udokumentowane, a
przecież wiadomo, że właśnie w tym okresie poeta doświadczył
najwięcej. Ma rację Dariusz Tomasz Lebioda, który swego czasu
pisał: „Babiński nie został zrozumiany, nie zadano sobie trudu,
by wszechstronnie opisać ten fenomen artystyczny i kulturowy. I
ścieżka nie prowadzi tutaj przez kozetki psychoanalityków, raczej
potrzebne są rzetelne analizy krytycznoliterackie – jakby
introwersje do jego świata, jakby sondy zapuszczane w jego nicość
i nijakość”.
Nasuwa
się pytanie: dlaczego nie „zadano sobie trudu” rzetelnej oceny
poezji Babińskiego? Czy tylko z tego powodu, że zaistniała na
marginesie ówczesnej awangardy, była niewygodna, stała w
sprzeczności z obowiązującą linią polityczną, uderzała,
podważała wartości moralne socjalizmu? Możliwe, ale trzeba także
brać pod uwagę uwarunkowania społeczne, początek kryzysu ustroju,
okres stanu wojennego, apogeum cenzury i trudności z wydaniem nowych
książek. Tego poeta nie mógł przezwyciężyć, miał tylko poezję
i (nie zawsze) papierosy z herbatą, reszta dóbr nie miała dla
niego znaczenia.
W
ocenie poezji Babińskiego warto pójść tropem zdefiniowanym przez
Stefana Chwina. Dostrzega on znaczenie Nowej Prywatności w budowaniu
reakcji na schematyzujący się obraz zbiorowości w literaturze
Nowej Fali. Przejawem kształtowania się odpowiedzi miałby być
ideał „samotnego wędrowcy”, „model życia na przekór”, a
przede wszystkim – „mit wielkiej przygody psychicznej,
traktowanie literatury jako niemal zastępczej formy życia”. Nie
była to jednak tendencja nowa, przyznaje Chwin i wskazuje na
bohaterów Stachury, a także na poezję Babińskiego, której wzór
osobowy nie pozostawał w sprzeczności z prototypem bohatera
literackiego Janusza Andermana. Według Chwina, okazał się to nurt
ukryty, rozpoczynający się na początku lat sześćdziesiątych, do
którego należało również wliczać Wincentego Różańskiego i
późniejszego debiutanta, Wojciecha Edwarda Czerniawskiego. Proces
powstania tego nurtu Chwin wyprowadzał z „obiektywnych procesów
kultury”.
Sądzę,
że tym tropem warto pójść, jak dotąd bowiem nie doczekaliśmy
się gruntownej oceny poezji wspomnianych: Różańskiego,
Czerniawskiego i Babińskiego, można zatem zaryzykować
stwierdzenie, że Chwin miał rację, mówiąc o nurcie ukrytym,
który nie stworzył kręgu generacji, nie umożliwił deklaracji
grupie ani pokoleniu. Stąd być może nadal pokutuje termin „poetów
pominiętych”, niedocenianych, a nawet „przeklętych” za swoją
odrębność – osadzoną w aureoli mitu. Mity mają to do siebie,
że ich wartość, zasięg i percepcja czasem są większe od
wartości stworzonego dzieła. Lepiej je pozostawić historii tak
długo, aż staną się zrozumiałe w dziele interpretowanym po
czasie, za sprawą kolejnych pokoleń.
Por.
Andrzej
Babiński, Z całej siły, Warszawa 1975 (seria: Generacje
5, 2).
Tegoż,
Znicze,
Poznań 1977.
Edmund
Pietryk, Bagno
i hymn,
Poznań 1984.
Feliks Fornalczyk, Posłowie,
[w:] Znicze i wiersze, Poznań 1985.
|
Cmentarz Junikowski, pole 35 kwatera 4. |
|
| |
|
Drogi
redaktorze
Pan
mnie nie rozumie. Mnie do życia powołała suka. Tak, suka. Podczas
wojny, gdy byłem maleńki, jedna chora suka o zmierzchu przeraźliwie
wyła. Ciemność była straszna, jaka bywała na Białostocczyźnie,
i jakie było zacofanie tych wiosek, ale nic straszliwszego nie mogło
być od wywycia tej suki. Od razu zrozumiałem: trudna jest ta
ziemia. I nikt z dorosłych jej nie rozumiał, prócz mnie jednego.
Ta suka, która była świadkiem wiosek spalonych; w wyciu opłakiwała
dramaty II wojny światowej: pożary, strzelaniny, bombardowania; bo
wyć zaczynała w zachód złowieszczego słońca. Ouuu... Ouuu...
Ouuu...
Na
lekcji religii w II klasie myślałem: "Jak taka jedna suka
jest, to Boga nie ma, ona więcej cierpiała niż Bóg na krzyżu".
Ona wywyła całą ludzkość, przeżyła koniec świata, niby
samiuteńka, by tak nieludzko zawodzić. Wyciem do drzew przyparła
ciemność, przeraziła całą okolicę. Ludzie bali się żyć pod
niebem tej wyjącej, światowej suki. Nie mogli położyć się spać,
gromadzili się w jeden dom, odmawiali, odmawiali pacierze, a słońce
jakby zaszło i nigdy nie miało już wzejść, i już nigdy nie miał
zapiać kur poranny, zakwitnąć przed oknem nasturcja, nagietek.
Ludzie co przeżyli to wycie, nie mogli stojąc na ziemi uwierzyć w
istnienie zabudowań, że nazajutrz z sąsiednich domostw pójdzie z
kominów dym, byli pewni braku ziemi pod stopą, odcięcia od świata.
Ouuu... Ouuu... Ouu...
Wielbiłem
jeden tę sukę. Zazdrościłem jej aż tak przeraźliwego wycia. I
oto dziś mam parę wierszy, które ogół uznaje, choć się lękał
ich autorstwa; bo muszę mieścić przerażenie tej wyjącej suki.
Pewne, skarb natchnienia zaczerpnąłem od niej...
1970
Z
Tematu pośmiertnego
Padam
w grób, po mnie pozostał światłocień
śmierci, nie ma
potomnych, jak źle na sercu – tak
aż byłem samotny. Śmierci,
ja poeta polski ojczyzny nie mam
Śmierci, byłem słońcem nawet
w otchłani – mówiłem otchłań
słońce pogłaskaj mnie po
włosach, ręką ciepła pociesz
ja światło jestem zdrój,
światło imion
ja zieleń jestem, chód kroków, puchar ziemi
wzniesiony na wiwat
Przecież kwiat zakwita – on krótko kwitnie
– mnie przetrwa
przecież pod oknem słyszę, przetrwa mnie ich
stukot
przecież dachy miasto ma i dachy bezbronne dla jaskółek
i
ptaków burza idzie – mnie przekrzycza
Ale jak najszybciej
zabrać się z tego świata bo nie ma na co patrzeć
Śmierci,
widziałem jak dziecko dynię gryzło, to piękniejsze było
niż
grząskie wygrzmienie promieni słonecznych przed burzą
Śmierci,
wszystkiemu przeczę, lecz nie pięknu
byłem ślepcem na słońce
i na cudowności
Śmierci – tyle żyłem aby spełniła się
najskromniejsza
moja
z młodzieńczych przepowiedni – –
Śmierci,
w miłość wierzyłem cały czas – tej się nie doczekałem
(ale
na poetę żadna nie da się nabrać, poety żadna nie jest
warta
chodzi o to żeby z niwy poetyckiej wytopić taki grosz aby
móc
zafundować
sobie wielką miłość) – –
– Korzeń wariatów całe życie
się jedli?...
Śmierci,
jeszcze raz bym chciał tylko zobaczyć oczy tej
którą
młodzieńczą miłością wiecznie wielbiłem
(ale nie duże oczy
Żydówki)
Śmierci, słońce mi świeci cementem
Śmierci –
staję się o całe życie młodszy, jestem mały chłopczyk
Śmierci,
te chwile siwienia włosów to moje męstwo
i
trybunał godności – nic się nie spełniło
|
Krzyż z grobu poety na Junikowie |
Andrzej Babiński w
oczach innych:
Czytałam na wieczorze
autorskim wiersze Andrzeja Babińskiego. Gdy naczytywałam je w domu,
wydawały się bełkotliwe. Przyszłam do „Remontu” trochę
wcześniej. W szatni ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam sporą grupę
widzów. Sprawa szybko się wyjaśniła. O Babińskim i jego
twórczości miał mówić Stachura. Pod filarem stał niepozorny,
zaniedbany mężczyzna. Był to Babiński. Do niego podprowadził
mnie Stachura i przedstawił. Trzeba było przed występem omówić
kolejność wierszy i ilość. Rozłożyliśmy się przy stoliku,
zaproponowałam, żeby pokazał palcem, gdy będę przerzucała
kartki, który wiersz wydaje mu się słabszy. Powiedział zupełnie
serio:
- Każdy wiersz jest
jak perła.
Polubiłam go od razu.
Weszliśmy na salę.
Były przygotowane cztery krzesła. Dla prelegenta, autora, dla mnie
i organizatora. Babiński wszedł na podium, od razu runął na
pierwszy fotel, którego nóżka wystawała poza podium i z hukiem
zleciał w dół. Ktoś z widowni powiedział zjadliwie:
- Ideał sięgnął
bruku.
Wytaszczyliśmy poetę,
usiadł i zaczęło się. Zagaił Leszin. Jak to on. Gładko, wartko,
zwięźle. Oddał głos Stachurze. Stachura stękał, jąkał się, w
przedłużających się pauzach kurzył extra mocnego, dym na mnie
walił, zaczęłam się dusić, więc wyjęłam z chrobotem cukierka
od kaszlu.
Wreszcie zaczął:
- Z Babińskim długo
razem byliśmy, spędziliśmy młodość. Spędziliśmy razem wiele
białych i czarnych nocy. Była w nas zawsze delikatność. No i co
jeszcze? Babiński urodził się na Białostocczyźnie, tam skończył
szkołę, a teraz mieszka w Poznaniu. To by było tyle. Niech pani
czyta – zwrócił się do mnie.
Pomyślałam sobie, że
nawet z tymi wycofanymi wierszami nie wypełnię godziny. Więc
postanowiłam ratować sytuację i wygłosiłam piętnastominutową
orację, motywując, dlaczego lubię Babińskiego i jego wiersze, i
zaczęłam czytać. Przy którymś kolejnym wierszu Stachura zaczął
szeleścić papierosami, więc przytrzymałam go ręką. Mieliśmy
przed sobą mikrofony i każdy szelest był wybuchem bomby dla
słuchacza. Przecież mógłby się powstrzymać, czytam w końcu
utwory jego przyjaciela. Ale okazało się, że on chciał tego
papierosa ze zdenerwowania.
Po wieczorze, który
został przyjęty bardzo serdecznie, Leszin opowiedział mi historię
ich przyjaźni. Po prostu Babińskiemu nie szło ani w życiu, ani w
karierze. Stachura od wielu lat opiekuje się nim, zabiera w te swoje
Bieszczady, a od kilku lat nawet utrzymuje go.
Szłam do domu i
zastanawiałam się nad tajemnicą maniaków, ideowców, dla których
dobra tego świata, ciepły kożuch, czyste łózko, ładny dom nie
mają żadnego znaczenia. Liczy się tylko idea, dla niej żyją i
dla niej oddają wszystko. I z mojego konformistycznego pejzażu
zatęskniłam do nich, do tego co mnie ciągnęło w młodości, co
zawsze mi imponowało. Ale albo moje idee były za małe, albo
potrzeba wygody życiowej zbyt duża.
Wjechałam na górę do
mego pięknego domu. Otworzyłam książeczkę z wierszami
Babińskiego i we wstępie przeczytałam wyznanie: „Nie jestem z
najbogatszych poetów, by stworzyć więcej. Może moja poezja innych
zbuduje na duchu, ale mnie zabiła, choć wielokrotnie ocaliła mi
życie. Mam malutkie już życzenie – uporządkować i dopracować
warsztatowo dwanaście kilogramów zapisków i karteluszków. Jedną
trzecią równą Norwidowi już widziałem, będę szukać dalej.
Śmierć jest bliziutko”.
I dalej:
„Czy poezja jest
większa od życia? W jednym wypadku: gdy za temat ma dramat Ziemi
Ojczystej, lub w liryzmie oddaje miłość do niej. Jedynie dla
takiej poezji można poświęcić swe siły bez reszty”.
Najsilniejszą jego
obsesją jest ziemia w ogóle, a podobny jest cały i z twarzy, i z
zachowania do Mariana Kołodzieja. Święty, boży człowiek.
Por.
Z. Kucówna, Zatrzymać
czas, Białystok 1990, s. 11-13.
|
Autor eseju nad grobem Babińskiego |
OdpowiedzUsuńŚLAD ZAWSZE ZOSTANIE
Pamięci Andrzeja Babińskiego
Obojętnie gdzie jesteś
gdzie do ciebie wołają po imieniu
i inaczej też bo miałeś wrogów
słuchaj co ja ci chcę powiedzieć.
Niewątpliwie byłeś poetą
komuna nie lubiła twoich wierszy
ale toczyłeś z nimi dialog
otoczony przez tajnych ubeków.
I gdybym cię spotkał w Poznaniu
rozmowy płynne wszak
zostaliśmy przyjaciółmi po dwóch
brzegach rzek płynących.
Nasze wiersze płynęły do morza
a stamtąd ginęły w niebie.
Co masz mi do powiedzenia
cień twój został zmiażdżony
lotem wron powracających z uczy.
18.4.2014 - Ustka
Piątek 6:06
Wiersz z książki „Życie z duchami”...