STEFAN OTWINOWSKI (1910-1976)

Całe dorosłe życie spędził w Krakowie, całe dorosłe życie związał z krakowskim życiem literackim w sensie dosłownym i „Życiem Literackim”, które współtworzył i współredagował. Kochał stare, maleńkie apteki, prowincjonalne miasteczka i często mawiał: „U nas, w Kaliszu”, choć to „u nas” trwało zaledwie pięć lat.

JÓZEF BUJNOWSKI (1910-2001)

Miał 22 lata, gdy w założonej przez siebie „Smudze”, periodyku studenckim Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie debiutował artykułem o tytule „Problem motywu”. Doktorat Józef Bujnowski uzyskał w pamiętnym roku 1956. Praca napisana pod kierunkiem profesorów Manfreda Kridla i Zygmunta Lubicz Zaleskiego dotyczyła kompozycji utworów dramatycznych Stanisława Wyspiańskiego.

ŁUCJA PINCZEWSKA-GLIKSMAN (1913-2002)

Łucja Gliksman nosi w sobie całą nowoczesną tradycję wiersza polskiego, od Mickiewicza i Ujejskiego poczynając, na Kasprowiczu zaś i szczególnie ulubionym Tuwimie kończąc. Jej utwory są precyzyjnie przemyślane i sugestywnie zrobione (...)

BEATA OBERTYŃSKA (1898-1980)

Kameleon? Lwowskie dzieciństwo i młodość przetykane rodzinnymi wyjazdami Maryli i Wacława Wolskich do Portugalii, Włoch i Francji. Jak podaje biograf, „w 1933 roku zdała egzamin w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej i do 1937 występowała w Teatrach Miejskich we Lwowie”.

SEZON PIERWSZY: PODSUMOWANIE

Pierwszy sezon zostanie zapamiętany jako wyjątkowy jeszcze z jednego powodu: przyniósł ze sobą wyjątkowe wydania dzieł dwóch autorek ocalające ich spuściznę twórczą. Pierwszym z nich były „Listy do Seweryna” Wandy Karczewskiej, drugim – „Drzwi otwarte na nicość” Melanii Fogelbaum.

ANDRZEJ KRZYSZTOF WAŚKIEWICZ (1941-2012)

Można powiedzieć, że w trzech dekadach (1960-1980) AKW, przy współudziale Jerzego Leszina-Koperskiego, okazał się jednym z najbardziej efektywnych animatorów, kronikarzy i interpretatorów kultury studenckiej oraz młodej polskiej poezji – w jej kolejnych, wstępujących rocznikach. Był Henrykiem Berezą nowej liryki.

WINCENTY RÓŻAŃSKI (1938-2009)

Różański - poeta prowincji jak Mickiewicz, Miłosz, mówiący, wprost, ale nie na tyle, aby czytelnik wychodził z jego wierszy z niczym, przeciwnie, mimo klarownego języka jest w tej poezji podskórna tkanka wymagająca odrębnej interpretacji, wysiłku erudyty, znawcy artyzmu znajomości ukrytego pędzla, którym posługuje się poeta.

RYSZARD BRUNO-MILCZEWSKI (1940-1979)

Przypadek Ryszarda Milczewskiego-Bruna nie byłby tak wyrazisty i przejmujący, gdyby nie jego osobny talent językowy. On myślał i czuł językiem osobnym, umiał dla swojej ekspresji znaleźć nowy wyraz, intuicyjnie odnaleziony w potarganej strukturze języka, którą my ulizujemy w naszym ulizanym życiu.

KAZIMIERZ FURMAN (1949-2009)

Ostatni tom "Brzemię" stanowi szczere podsumowanie życia poety. „To gorzka książka – wyznaje w końcu Furman – leżała w szufladzie trzy lata. Grzebałem co jakiś czas w niej, dodawałem, aż wydałem. To wybór z kilkudziesięciu lat. Jest tam jakiś rachunek sumienia, jest wadzenie się z Bogiem (Słowacki mnie podpuścił).

WANDA KARCZEWSKA (1913-1995)

Trudno sprecyzować, w którym momencie uznano pisarkę za „plebejskiego astrologa” – jak Stanisława Swena Czachorowskiego określił niegdyś Jan Marx – sytuując jej dzieła w grupie utworów sprowincjonalizowanych, hermetycznych i kobiecych.

STANISŁAW SWEN CZACHOROWSKI (1920-1994)

Nie mam własnego mitu – zdradzał Czachorowski i niemal natychmiast tłumaczył – samokrytyka: jest współczynnikiem talentu. Wartość jej występuje proporcjonalnie do wartości innych składników – inteligencji, wynalazczości, wrażliwości, dobrego smaku, silnej woli, samozaparcia i odwagi.

ANDRZEJ BABIŃSKI (1938-1984)

Poeta tragicznego ładu, utalentowany, stłamszony przez własną niedoskonałość, gotujący się na śmierć, zmierzający ku niej świadomie. Tu i ówdzie czytam podobne wywody, zasłyszane, przeinaczane, deformowane na pożytek mitu, sensacji i poczytności periodyku, portalu internetowego. Mit Babińskiego oscyluje pomiędzy prawdą i nieprawdą.

JANUSZ ŻERNICKI (1931-2001)

„Rozpoczynałem jako belfer na warmińskiej wiosce” – wyjaśnia Marxowi poeta i dołącza – „Byłem też rybakiem, aż do połamania ręki”. I niech to wystarczy za prowizoryczne usprawiedliwienie: „Urodziłem się w miasteczku Ciechocinek na Kujawach. Wielokrotnie próbowałem stąd uciekać.

MELANIA FOGELBAUM (1911-1944)

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że straciliśmy poetkę o ogromnym talencie, oryginalną i wciąż wartą upowszechnienia. Jedną z tych nielicznych w owych czasach, która przynależąc do swojej diaspory, pisała swoje wiersze po polsku.

ZUZANNA GINCZANKA (1917-1944)

Czy rosną jakieś kwiaty na bezimiennym grobie Zuzanny, rozstrzelanej tylko dlatego, że należała do rasy hebrajskiej? Nie uczyniono dla niej, dla jej młodości, urody i poezji żadnego wyjątku. Niekiedy zastanawiam się, o czym mógł myśleć, jeżeli w ogóle myśleć był w stanie, ów germański knecht, gdy wpakował kilka kul z rozpylacza w piękne ciało Zuzanny?

ZYGMUNT JAN RUMEL (1915-1943)

Wstawał bardzo wcześnie, o piątej rano. Były to jedyne godziny przeznaczone na pisanie – oczywiście jeżeli mógł pozostać w domu”. W styczniu 1943 roku Rumel został obwołany Komendantem Okręgu VIII (Wołyń), w którym miał organizować emisariat z Ukraińską Powstańczą Armią (UPA) i partyzanckie oddziały samoobrony.

STEFAN NAPIERSKI (1899-1940)

W środowisku literackim znany był jako Marek Eiger. Rozstrzelano go w Palmirach – Seweryn Pollak i Jerzy Andrzejewski zaświadczali niemal jednym głosem: krzyczał w „budzie” dojeżdżającej na miejsce egzekucji. „Nie mogę go sobie wyobrazić w więzieniu na Pawiaku”, dodawał ten pierwszy.

ARNOLD SŁUCKI (1920-1972)

„Wydawał się trochę szaleńcem – przyznawał z zażenowaniem Bocheński – w środowisku literackim przezwano go niemal od razu prorokiem. Był samą żarliwością i chodzącym natchnieniem. Choć zapalczywy i nieprzejednany, nie był jednak w tamtych groźnych czasach niebezpieczny, a przecież mógł być”

sobota, 2 listopada 2013

Wanda Karczewska, Odejście

Karol Samsel

Powieść zero. O Odejściu Wandy Karczewskiej

(fragmenty)

W bez mała sześćdziesięcioletniej karierze literackiej Wandy Karczewskiej (Ludzie spod żagli, 1937 – Spacer w alei parkowej, 1995) Odejście zajęło miejsce jednego z najważniejszych utworów „niespełnionych szans”. Było nim także w przekonaniu samej autorki, która projektowała swój utwór, gdyż chciała wykreować nowy styl w polskiej prozie powojennej, oparty na inspiracji powieścią przed-psychologiczną Nathalie Sarraute. Zamiast otworzyć dyskusję nad możliwościami zaistnienia „żeńskiej”, tj. psychologicznej, odmiany antypowieści w polskiej prozie, Odejście stało się początkiem wielkiego dramatu recepcji Karczewskiej, uwięzionej przez krytykę między dwoma tradycyjnymi stylizacjami powieściowymi: doryjską i frygijską, realistyczną oraz kreacjonistyczną.
Upust swojemu rozczarowaniu pisarka dała w jednym z listów (z 30 czerwca  1959 roku) do Seweryna Pollaka[1]. Z pewnością poszukiwała dla swojej powieści odpowiedniego patrona – zarówno w kręgach  „nowych realistów”[2]), jak i wśród opozycjonistów – powoływała się na rekomendację Marii Dąbrowskiej dla Tadeusza Konwickiego, reżysera i scenarzysty Ostatniego dnia lata, nagrodzonego Grand Prix na festiwalu w Wenecji. Pisała do Pollaka w tonie wymownego oczekiwania wobec czytelników i krytyków, w barwie, która  nie pojawiła się już w tej korespondencji    ani w latach sześćdziesiątych, ani w siedemdziesiątych: „ciekawa jestem, czy Jastrun i Sandauer, którym posłałam książki, byli uprzejmi i chętni je przeczytać, i co mówili. A może napiszą? Dąbrowska też się kiedyś odezwała o Konwickim i cała parszywa opinia o jego filmie przerzuciła się w peany”[3], i dalej: „pisała mi Anka Śpiewakowa, że gdyby Odejście było napisane przez Francuza lub Anglika, byłoby w Polsce bestsellerem roku. Kto będzie miał ochotę czy odwagę powiedzieć to o prowincjuszce, o nieustosunkowanym outsiderze?”[4].
Odejście – co należy szczególnie podkreślić – miało również okazać się dla Karczewskiej sposobem „ucieczki z utopii”, reprezentować, a nawet legitymizować jej pisarstwo za granicą. O tłumaczenie żadnej innej książki pisarka nie zabiegała w tym stopniu, co o tłumaczenie Odejścia, które – koniec końców – nie stało się ambasadorem jej literackich racji poza Polską. Autorka skrzętnie informowała jednak Pollaka, że „zgłosili się do niej tłumacze z Czech i Szwecji, może jeszcze gdzieś pójdzie książka”[5]. Pytała go również o Bułgarów i Węgrów: „Czy poznałeś w Bułgarii jakich tłumaczy dobrych, czy były szanse wydania Odejścia tam? A może na Węgrzech?”[6]. Mimo tych wszystkich planów urealniła się jedynie myśl o przekładzie francuskim – we wrześniu 1961 roku Karczewska dowiedziała się o możliwości przełożenia jej powieści na język Nathalie Sarraute: „Dostałam z Paryża propozycję przetłumaczenia Odejścia – ale zupełnie nie wiem, jak to załatwić”[7]. Pytania i wątpliwości mnożyły się: w największej mierze dotyczyły  kwestii formalnych :„Czy wydawca polski ma mu [tłumaczowi – K.S.] udzielić zezwolenia na druk, czy ja, czyli autor? Czy ja mam podpisać umowę o wydanie książki z wydawcą, czy to tłumacz podpisuje umowę z wydawcą?”[8]. Obawy Karczewskiej uzasadniała dotychczasowa polityka wydawnicza Wydawnictwa Łódzkiego: „Nie chcę stanąć w jakimś konflikcie, który może narazić wydawcę francuskiego i sama wplątać się w jakieś komeraże prawno-finansowe”[9] – tłumaczyła. Ostatecznie powieści nie wydano, a do tematu oferty przekładowej z Paryża Karczewska w korespondencji już nie wróciła[10].
Wiemy również o „luźnej propozycji scenariusza z Odejścia[11], któremu Paryż mógł także okazać zainteresowanie. To,  oprócz oferty Jerzego Andrzejewskiego, druga idea przeniesienia powieści na ekran. O pierwszej dowiadujemy się z listu Karczewskiej do autora Bram raju  z 26 kwietnia 1958 roku: „niestety nie mogę w tej chwili przesłać na ręce Pana Odejścia dla reżysera Wajdy, ponieważ w maszynopisie, który mam przy sobie w Łodzi, brakuje mi kilkunastu stron powieści”[12]. Karczewska przy okazji zwierzała się w tym samym liście z targających nią wątpliwości co do mało ilustracyjnego języka książki: „czy ten »metafizykujący neosymbolizm« jest przekładalny (to brzmi jak »jadalny«) na język filmowy”, stwierdzając zarazem, że „może natchnie kogoś do zupełnie czegoś nowego, o ile są nowe rzeczy na tym starym światku”[13]. Nie natchnął – Wajda obrał inną drogę, szukając krótkich form prozą snujących historię „polskiej Iliady”. 27 września 1959 roku odbyła się premiera Lotnej na podstawie opowiadania Wojciecha Żukrowskiego, które zostało opublikowane w „Twórczości” w drugim kwartale roku wyzwolenia (nr 2/1945).


[1] W. Karczewska, Listy do Seweryna, zebrał, wprowadzeniem i komentarzami opatrzył K. Samsel, Szczecin 2012, s. 116.
[2] „I co oznacza »ułaskawienie« przez Żółkiewskiego Dürenmatta, Kafki, i innych. Dopiero, co byli potępieni. Czy cenzura popuściła trochę?”: styczeń/luty 1959. W. Karczewska, tamże, s. 109. Oraz: „wiesz, przecież, Sewer, że jak »ocalono« dla socjalizmu Kafkę tak, gdyby chciano, ocalono by Karczewską”: czerwiec 1959. Tamże, s. 116. W edycji zachowano oryginalną interpunkcję.
[3] Tamże, s. 118.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 117.
[6] Tamże, s. 118.
[7] Tamże, s. 125.
[8] Tamże.
[9] Tamże.
[10] Także w Polsce Karczewska zabiegała o dobrą opinię dla swojej powieści. Krytykowała upraszczającą interpretację Odejścia Włodzimierza Maciąga i Bohdana Czeszki, którzy „nie zauważają, że świadomie wprowadzany słowny i sytuacyjny banał, jego śmieszność, zderzam z sytuacją tragiczną lub dramatyczną i w ten sposób otrzymuję okrutną groteskę”. Pisarka powoływała się także na rozstrzygającą opinię Kazimierza Wyki, która w Instytucie Badań Literackich w Warszawie przesądziła o publikacji książki: „w IBL-u podobno rozstrzygnięto, że nie jest ona wprawdzie »nasza« (marksistowska), ale jej ukazanie się może być pożyteczne i wywołać dyskusje warsztatowe”. Por. tamże, s. 116-117.
[11] Tamże, s. 125.
[12] Tamże, s. 173.
[13] Tamże.



Ilustracja do Odejścia W. Karczewskiej
Krzysztof Schodowski


Gdzie w uniwersum powieści Karczewskiej szukać wyzwolenia z „piekła literatury”[1]? Jedyna „wartość naczelna i niepodważalna – wyjaśnia Błażejewski, cytując zakończenie Źródeł – to »dobrze przeżyte ludzkie życie, którego nie zżera egoizm, egotyzm, ambicja i próżność wytrawiające człowieka na popiół«”[2]. Właśnie tej aksjologii nie odnajduje na czas Piotr, dlatego popada w zmącenie świadomości i szaleństwo. Odejście jawi się pod tym względem jako jedyna powieść Karczewskiej zachowująca trwałość kafkowskiego ultimatum: pisarka nie chce, a raczej – jak się wydaje – nie może go uchylić, akcję kończy upadek bohatera w egzystencjalną otchłań. Począwszy od Wizerunku otwartego, ultimatum Kafki zostaje jednak uchylone, a jego miejsce zastępuje Albert Camus, nowy patron psychomoralnych odysei bohaterów Karczewskiej. „Zatwierdzić siebie, choćby postawa zgodna z najwyższymi nakazami moralno-społecznymi przynosiła cierpienie, jeżeli ta postawa wydaje się nam jedynie możliwa do przyjęcia. Jest to propozycja postawy heroicznej. Bo jeżeli przyjąć egzystencjalizm, to tylko w camusowskim, heroicznym wydaniu”[3] – tłumaczy Karczewska w rozmowie z Konradem Frejdlichem, przeprowadzonej z okazji wydania Wizerunku otwartego.
Odejście nie niosło za sobą znamion wielkiego, camusowskiego przełomu, właściwego dla powieści Karczewskiej o Pawle Sikorze. Piotr nie miał żadnych szans, by przemienić się w Pawła z Wizerunku, tak jak autoanaliza typu kafkowskiego nigdy nie zyskuje realnych możliwości autentycznej renowacji, nie przekształca się w autoanalizę typu sartre’owskiego. Czymże więc miało być Odejście? „Pyrrusowym zwycięstwem” pisarki, która debiutowała powieścią pisaną „w służbie dziełu Josepha Conrada” – Ludźmi spod żagli, czy może, powiedzmy to wprost: negacją wszelkiej heroicznej wiary, pisarską „godziną ciemności”? „Powieść Karczewskiej jest programowo anty-egzystencjalistyczna. Jej bohater – Piotr – odchodzi w nicość. Traci świadomość, traci rozum, staje się człowiekiem obłąkanym”. „Ta filozoficzna, anty-egzystencjalistyczna polemika posiada tu – twierdzi Ryszard Zengel – motywację realistyczną, psychobiologiczną”[4]. Piotr w interpretacji Zengela odchodzi jak szaleni bohaterowie Jonathana Swifta i Lewisa Carrolla, nie zaś jak umęczeni szaleńcy Conrada. Odnajduje więc „swobodę wariata”, a wraz z nią „wolność człowieka bez pamięci i świadomości”. Przeciwnie niż Sartre, nie wpisuje w naturalny indyferentyzm ludzkiego przeznaczenia żadnej „maksymalistycznej treści”[5].  
Trzeba mimo wszystko przyznać, że Odejście od początku miało służyć do innych celów niż Wizerunek otwarty. Najwymowniej określił te cele Marian Grześczak w studium Poszukiwanie człowieka: jedynie kafkowska, a nie camusowska, argumentacja psychomoralna umożliwić mogła nakreślenie swego rodzaju antyprzestrzeni „piekła pamięci”. Jej mapę usiłowali sporządzać wszyscy bohaterowie opowiadań Karczewskiej spod znaku Czarnych koni (1959), także Piotr – oznaczało to „poszerzenie metafory Odejścia o szeroką przestrzeń istniejących w podświadomości człowieka konfliktów, a co za tym idzie – wzbogacenie wiedzy o psychice człowieka”. Karczewska osiągnęła to, stosując surowy, surrealistyczny konkretyzm prozy: „imponowała dbałość i eliminowanie pojęć na korzyść rzeczowników konkretnie sprawdzalnych”, mimo że „przedmiot powieści natrętnie narzucał stylistyczną manierę z pogranicza wielkiej epiki”[6]. Grześczak, podobnie jak przed nim Frejdlich, uznał powieść za najbardziej pesymistyczną diagnozę wartości cywilizacyjnych i ogólnoludzkich w twórczości pisarki. Optimum, którego Karczewska zaczęła się domagać, tworząc w latach sześćdziesiątych i  siedemdziesiątych własne epickie makroformy – „godnie przeżyte życie” nie zostało tu jeszcze osiągnięte. „Najgłębsza metafora Odejścia” pozostała ta sama i jest, zdaniem Grześczaka, „metaforą racjonalistyczną”. Oto jak uwydatnia się w powieści Kafkowskie „piekło pamięci”: „mogą się zmieniać idee, mogą się zmieniać formy ich realizacji, mogą przy tym ginąć całe narody, istota życia pozostanie ta sama: ruch”[7]. Nie dziwi więc „liryzujący symbolizm” powieści[8] – to z kolei określenie Lichańskiego; także mity poetyckie okazują się tu ślepą uliczką – „w Odejściu jak w wierszu – wszystko pozostawia się czytelnikowi”[9]. 
Błażejewski określa powieść mianem „dzieła otwartego” – to sformułowanie bliskie Grześczakowskiej idei aktualizacji fabuły Odejścia za pomocą liryzmu. Co jest snem, a co jawą w nowej, po kafkowsku odmienionej rzeczywistości Piotra, Marii i Diany? W tym punkcie ustalenie granic przedmiotu zależy już od jego ontohermeneutycznych warunków egzystencji. Decyduje o nich czytelnik-egzegeta. „Koncepcja dzieła otwartego opiera się na intelektualnej współpracy odbiorcy, któremu autor pozostawia dzieło do dokończenia, do ukierunkowanej interwencji. Czytelnik staje się po prostu partnerem w twórczym przewartościowywaniu dotychczasowych wzorców życiowych, sposobów zdobywania wiedzy, form literackich”[10] – kwituje Błażejewski.  Dla protagonisty „dzieła otwartego” oznacza to upadek w „piekło pamięci”, a także przemianę w istotę zrozpaczoną i okradzioną z jakichkolwiek egzystencjalnych nadziei. W kafkowskiego karła. „Dlatego w powieściach Karczewskiej często spotykamy ludzi ze świata sztuki: pisarzy, malarzy, aktorów, śpiewaków. Pełnią niejako funkcję królików doświadczalnych Wielkiego Demiurga Rzeczywistości, bo potwierdzają nie tylko sens własnej egzystencji twórczej, ale przede wszystkim ułatwiają samopoznanie innym”[11]. Faust, zdaniem Błażejewskiego, ożywa w tym wypadku w ciele i kostiumie Freuda oraz Adlera: „można to określić jako zmodyfikowaną przez doświadczenia intelektualne wielu pokoleń sytuację Fausta, który w miejsce alchemii i czarnej magii zajął się epistemologią i psychologią, by w ten sposób dociekać sensu istnienia”[12]. Odejście może zresztą być odczytywane jako „mały Faust”: kompleksem Fausta obciążony został nie mędrzec, lecz artysta – Piotr, kompleksem Małgorzaty – Maria, Heleny Trojańskiej – Diana. Mefistofelesem, który „wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro”, jest wojna.


[1] Wprowadzam tę kategorię, przekształcając pierwotne pojęcie „piekła pamięci”, którym w odniesieniu do oniryczno-somnambulicznej tematyki Odejścia posługiwał się Grześczak. „Surrealistyczna aura snów Piotra pozwala wprowadzać w główny wątek powieści zdarzenia i osoby, których wprawdzie nie ma w rzeczywistości, ale które istniejąc w świadomości Piotra, pozwalają mu inaczej patrzeć na tę rzeczywistość, inaczej ją rozumieć. Nazywa je krótko: piekłem pamięci”. Por. M. Grześczak, dz. cyt.
[2] T. Błażejewski, dz. cyt., s. 77.
[3] Człowieka wizerunek otwarty [z Wandą Karczewską rozmawia Konrad Frejdlich], „Odgłosy”.
[4] R. Zengel, dz. cyt.
[5] Tamże.
[6] Oba cytaty za: M. Grześczak, dz. cyt.
[7] Tamże.
[8] S. Lichański, dz. cyt., s. 198.
[9] M. Grześczak, dz. cyt.
[10] T. Błażejewski, dz. cyt., s. 65.
[11] Tamże, s. 64.
[12] Tamże.  



Ilustracja do Odejścia W. Karczewskiej
Krzysztof Schodowski


Wygrzebali się tylko z ziemi, która ich przysypała, odeszli w cień drzew i chwilę leżeli, zbierając siły do dalszej drogi. Maria oddychała ciężko. Uczepiona rękawa Piotra, mówiła rozpaczliwie:
— Piotrze, co dalej? Jak iść gościńcami, gdzie wszyscy popychają się, depcą i zabijają? Myśmy dla Naczelników obcy, dla przyjaciół — uciążliwi, gdy ich potrzebujemy. Dla młodych — starzy, już przeżyliśmy swoje, dla starych — młodzi jeszcze, możemy iść o własnych siłach. Zbrodniarz nazwie nas wariatami, gdy odmówimy udziału w przestępstwach, nasze sumienia będą dla niego czymś niepojętym i niebezpiecznym, wariat nas będzie uważał za zbrodniarzy, gdy...
Piotr przerwał:
— Jeśli wiesz, jacy jesteśmy, dlaczego się temu dziwisz? Nie może być inaczej.
Milczał. Szukał w myśli wyjścia, wreszcie powiedział:
— Odejdziemy od szerokich dróg i uczęszczanych przez wszystkich gościńców. Będziemy się trzymali bocznych traktów, poszukamy sobie własnych ścieżek ocalenia. Będziemy nimi szli, licząc tylko na własne nogi i siły, dźwigając ciężary na własnych ramionach i podtrzymując siebie nawzajem.
I odeszli od szerokiej przesieki leśnej, tracąc z oczu ludzi. Zanim wchłonął ich las, na chwilę jeszcze odwrócili się, wstrzymani głosem człowieka w białym kitlu, który wygrzebał się spod leżących na nim nieruchomo ciał i klęcząc, rozglądał się po pobojowisku. W okrwawionym fartuchu, umazany posoką, czarny, jakby ze zwęgloną skórą, zdawał się płakać i śmiać zarazem:
— Hej, wy, wstawajcie, trzeba się dalej bić...!
Lazł na kolanach pomiędzy trupami i jęczącymi rannymi, targał ich za ubrania, podnosił sztywne ręce i puszczał je, zaglądając leżącym w twarze.
— No cóż to, nie chcecie się już gryźć, szarpać? Kopać się i deptać? Nie chcecie się opluwać? Nuże! Wstawajcie! Cóż to, leżycie sobie? Spokojni, pogodzeni?
Lazł dalej, gdzie na skraju leja leżały zmieszane z ziemią szmaty i strzępy ludzkie, śmiał się cicho, wyciągał ręce po szczątki i wrzucał je do głębokiego dołu.

— O wy, mózgi zżarte sklerozą, wy, zropiałe wątroby, wy, żołądki strawione rakiem i wy, młode, gniewne, zawzięte oczy, wy, ręce dziecinne, powleczone cienką skórką, jak pisklęta świeżo wylęgłe — spoczywajcie razem. Wymieszam was, tak was wymieszam, że do sądu ostatecznego nie znajdziecie swoich rąk, swoich mózgów i bebechów... Nawet tam się nie pozbieracie... A ty... — dźwignął się, klęcząc, spojrzał w górę i wyciągnąwszy zaciśniętą pięść, wołał: — Ty tam, strzelaj! Czemu nie strzelasz? Jeszcze nie wszyscy pozdychali, jeszcze ja jestem żywy, nie upolowany. Strzelaj!
Z jego czarnej twarzy leciały łzy; śmiał się, mamrotał i wykrzykiwał.

Maria przytrzymywała sobie drgające usta dłonią, Diana patrzyła w ziemię. Piotr popchnął je, aby się odwróciły od przesieki.


 W. Karczewska, Odejście
 


-----------


Podczas tegorocznej edycji festiwalu odbędzie się premiera reedycji jednego z najważniejszych utworów Wandy Karczewskiej – powieści „Odejście”. Oprócz samej powieści w książce znajdzie się  wstęp redaktora tomu i całej serii – Karola Samsela. Edycję i redakcję książki przygotowała Emilia Kolinko (doktorantka w Zakładzie Edytorstwa i Stylistyki w Instytucie Polonistyki Stosowanej na Wydziale Polonistyki UW). Ilustracje-infrazy wykonał Krzysztof Schodowski.

Do książki dołączony jest także audiobook, którego fragment możemy już wysłuchać  TUTAJ - czyta Jurek Szukalski, nagrania dokonano w ES TE DE STUDIO w Gnieźnie.







sobota, 24 sierpnia 2013

Stefan Otwinowski (1910-1976)



Portret S. Otwinowskiego
TERESA RUDOWICZ

Całe dorosłe życie spędził w Krakowie, całe dorosłe życie związał z krakowskim życiem literackim w sensie dosłownym i „Życiem Literackim”, które współtworzył i współredagował. Kochał stare, maleńkie apteki, prowincjonalne miasteczka i często mawiał: „U nas, w Kaliszu”, choć to „u nas” trwało zaledwie pięć lat. Wystarczyło, by wracać. We wspomnieniach, w rozmowach, w książkach.

Kalisz. Daleko – ale spotykam się z nim często. W obrazach myśli, które wspomagają wyobraźnię, czułość, przyjaźń. Spotykam ludzi na plantach krakowskich – i jeśli uśmiechną się do mnie w sposób dziecinnie szlachetny – już wiem: Kaliszanie. Są w Krakowie znają mnie tylko z widzenia. Uśmiechają się do mnie na dystans z politowaniem, w którym jest duma. Oto „wybija się” jeden z nich w sposób trochę dziwny, trochę nawet wstydliwy – ale przecież „karierą swoją” wspomógł miasto rodzinne. Jest mimo wszystko ciągle nasz.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...